sobota, 12 lutego 2011

Rozdział 7


Wstanie do szkoły nie było wielkim problemem, gdyż przez całą noc nie zmrużyłam oka. Nie wiem dlaczego tak się działo, jeszcze do niedawna wydawało mi się, że nic mnie  nie obchodzi reakcja ludzi w szkole i to będzie normalny dzień. Jednak mój żołądek mówił co innego, ze stresu cały się skręcał. Nie mogąc tego wytrzymać łykałam tabletki rozkurczowe. W końcu dałam za wygraną bólowi, który nasilał się co raz mocniej i około godziny 4  usiadłam na parapecie okna przyglądając się jeszcze ciemnym ulicom i budynkom. Wszystko zapadło się w mrok, a tylko nie wielkie skrawki ulic i chodników oświetlane były przez latarnie.  O takiej chyba porze dzwoni się do swojej przyjaciółki, gdzie ta swoim zaspanym głosem wrzeszczy na nas z poirytowaniem przez słuchawkę, a potem słucha litościwie naszych skarg. Ja niestety nie miałam tego zaszczytu, aby podzielić się z kimś moimi obawami, jedyną osobą, może niezbyt obiektywną jeśli chodzi o mnie był mój własny głos sumienia. Tsa cudowne towarzystwo…  Nieubłagalnie czekałam, aż na zegarku wybije godzina szósta, kiedy będę musiała wstać i zająć się sobą, a następnie dojechać do szkoły autobusem i stanąć twarzą w twarz z ludźmi. Jednak czas wydawał się ze mną grać w kotka i myszkę, kiedy co raz to bardziej denerwowałam się na to, że minuty trwają tyle co godziny, on jeszcze bardziej zwalniał wprowadzając mnie w nastrój pełnej złości i desperacji. Zaświeciłam lampkę nocną i wzięłam do ręki pierwszą lepszą z brzegu książkę, ale gdy po kilkunastu stronach gubiłam co chwilę wątek zastanawiając się nad dzisiejszym rankiem w szkole, dałam sobie spokój. Musiałam przysnąć bo gdy mój budzik szalenie dzwonił, zostałam całkiem wybita z rytmu i zastanawiałam się gdzie jestem. Na mojej twarzy został odbity odcisk przyciśniętej do siebie okładki książki, a moje oczy przez nieprzespaną noc były czerwone i podpuchnięte. Świetnie- powiedziałam w myślach z wyrzutem. Wstałam niechętnie i podreptałam do łazienki, gdzie doprowadziłam się do ładu, następnie szybko zjadłam śniadanie i biegnąc na autobus, którego nie przegapiłam szczęśliwym trafem, jechałam do szkoły.  Wysiadłam ostatnia. Stawiając powoli kroki rozglądałam się wokoło. Nic się nie zmieniło. Zresztą czego się spodziewałam? Istnego Sajgonu? Przecież sprawa dotyczyła mnie, małej, nic nie znaczącej dla tego miejsca jednostki. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na trawnik szkolny. Po drodze mijały mnie znajome twarze które się do mnie po prostu… Uśmiechały? Nie mogłam tego zrozumieć, co się dzieje? Może chcą mnie po prostu wkręcić, jak ten program „Mamy cie”, ale nie rozumiałam sensu, przecież na wejściu powinnam być potraktowana zimnym prysznicem. Wyjęłam książki z szafki i zauważyłam na końcu korytarza Charlotte. Nie miałam nic do stracenia więc podeszłam do niej. Ona gdy mnie zobaczyła, odskoczyła tak nagle, jak oparzona.
-Cześć. – Powiedziałam nieśmiało.
-A no tak, cześć.- Odpowiedziała równie niezręcznie.
Sytuacja pomiędzy nami była tak gęsta, że spokojnie można było ją ciąć nożem na kawałki.
-Słuchaj o co chodzi? Co to za cyrk? – Przeszłam od razu do rzeczy, nie chciało mi się marnować czasu i energii na bezużyteczna rozmowę o tamtym dniu, która i tak nigdzie by nie doszła… Tak myślę.
-Jaki cyrk ? – Spojrzała na mnie z niepokojem.
-No, że ludzie są dla mnie niby mili.
-A dlaczego mieli by nie być? – Zmarszczyła swoje czoło .
-Oj proszę Cię, zapomniałaś kim jestem?! Wielkim nikim więc po prostu daruj sobie, ukarz mnie tu i teraz, a nie bawmy się w jakieś podchody. To oszczędzi wam i mi czasu.
-Hailey ale ja naprawdę nie wiem o czym mówisz, jak na ironie drugi raz.
-Dobra ta rozmowa jest bezsensu…
Gdy miałam odejść ta złapała mnie za ramie i odwróciła mnie do siebie.
-Słuchaj nie wiem o co ci chodzi, ale jestem zmęczona tym jak wszystkich traktujesz razem z tobą. Niby cię to boli, że inni wyzywają cię od najgorszych i od ludzi pod imieniem „nikt”, ale tak naprawdę sama sobie sadzisz taką opinię. Nie wiem co sobie pod tym sufitem nazmyślałaś, ale ja nie jestem królową szkoły i nie przenikam do umysłów innych, gdzie próbuje cię ośmieszyć. Tak naprawdę to ty obrażasz mnie i innych! Nie jesteśmy wcale tacy źli jak nas rysujesz. Każdy próbuje być dla ciebie miły, dojść do ciebie, ale nie, bo ty jesteś zbyt ambitna, żeby normalny człowiek się do ciebie zbliżył. Tak samo z Dafne, a zresztą to chyba jedyna kara która cie spotka dzisiaj, ale na nią zasłużyłaś sądząc po tym co mi mówiła jak zachowałaś się wobec niej przed przyjęciem. Więc tak naprawdę to ty daj mi spokój i nie dręcz mnie, bo cóż idealna nie jestem, ale ty właśnie tego wymagasz od wszystkich, a potem jest wielkie rozczarowanie bo przecież nikt taki NIE ISTNIEJE ! . – Podkreśliła ostatnie słowo i po prostu odeszła.
Byłam w szoku. Nie mogłam dojść do siebie, nie wiem nawet czy mogłam używać w tej sytuacji jakichkolwiek słów, tak naprawdę było to gorsze od każdej intrygi, od każdego ponczu wylanego mi na głowę i chipsów przyklejonych do tuniki na oczach ludzi. Przyznajmy to szczerze, byłam egoistką. I może nie wszystkie słowa Charlotte były prawdziwe, ale na jedno wychodziło.  Ruszyłam szybko do łazienki i stanęłam przed lustrem. Z oczu zaczęły lecieć strumieniem łzy. Nie chciałam ich nawet zatrzymywać. Bo właśnie w tej chwili tego potrzebowałam. Ten cały ból to były toksyny, które tylko łzy mogły wymazać, cała trucizna, która zawierała się we mnie po prostu spływała właśnie po moich czerwonych policzkach. Mój wzrok nagle przykuł moje zdjęcie. To o tym mówiła Charlotte. Rozłożyłam gazetkę szkolną, gdzie na pierwszej stronie cała usmyrana w ponczu robiłam krzywą minę do aparatu, próbując zasłonić się rękami, tytuł brzmiał „Zły los spotyka złych ludzi”. Dafne nie oszczędzała sobie kompromitujących komentarzy na mój temat, czuć było tu całą gorycz którą do mnie czuła. Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje, papierem otarłam szybko  łzy, a gazetę wyrzuciłam do kosza. Musiałam stworzyć dobrą minę do złej gry inaczej by mnie zniszczyli. Usiadłam w swojej ławce, a gdy odwróciłam twarz w stronę Dafne, ta rzuciła mi groźne spojrzenie, które paliło mnie aż od wewnątrz. To dało mi do zrozumienia, że cokolwiek było między nami, już dawno zostało zniszczone, a każdy most który do tego prowadził, doszczętnie spalono. Schyliłam głowę i wpatrywałam się w kratki mojego zeszytu. Nagle pani Grockles klasnęła w ręce. Jak poparzona prądem podskoczyłam na krześle, chyba jak większa część klasy. Ponieważ większość lekcji nauczycielki angielskiego, były dość nudne i wspaniałe jeśli chciało się po prostu zdrzemnąć. Każdy uczeń teraz jednak wpatrywał się w  ciemno zieloną garsonkę pani Grockles, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
-Otóż doszłam do wniosku, że w klasie brakuje zażyłości, brakuje więzi sympatii i braterstwa. – Uśmiechała się teraz do każdego, odsłaniając przy tym śnieżno białe zęby. – Chce byście w parach trzy lub cztero osobowych wykonali projekt pt. „ Grunt to rodzina”, będziecie oczywiście mogli wykorzystywać wszystko, zdjęcia, pamiątki lub inne rzeczy, aby wasz pokaz wydał się jak najbardziej ciekawy. Za miesiąc każdy z nas będzie mógł ocenić efekty. Życzę wam powodzenia! – Mrugnęła do nas okiem i usiadła za biurkiem.
Nagle w klasie zrobił się wielki szum, ludzie zaczęli dobierać się w pary i z zapałem podchodzić do pracy. Gdy się obejrzałam, każdy już siedział przy jakieś grupce. W sumie nie dziwiło mnie to. Kiedy jednak już miałam się poddać i podejść do nauczycielki z prośbą o samodzielne przygotowanie inscenizacji zobaczyłam dwóch chłopaków siedzących w kącie sali. Był to Allen i jakiś czarno włosy , średniego wzrostu chłopak, ubrany w koszule w kratkę i ciemne dżinsy. To jednak Allen poznał tu kogoś- Powiedziałam do siebie w myślach. Poczułam lekkie ukłucie zazdrości, bo skoro on miał kolegę, a był powiedzmy sobie w porost chamem, to czemu mi to tak opornie szło by poznać kogoś. A może słowa Charlotte miały jakiś sens. Nie zastanawiając się dłużej nad tym podeszłam do nich i usiadłam przy stoliku. Chłopak w czarnych włosach wysłał w moją stronę pół uśmiechem i wyciągnął rękę.
-Jestem Derick, witam cię w naszej grupie. 

Trochę inspiracji: 



Siasia

10 komentarzy:

  1. Super :)
    Trochę smutno,ale czekam na dalsze części.

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. wybacz, że nie przeczytam, a odniosę się tylko do inspiracji. zaraz uciekam powtarzać historię ;)
    świetne te rajstopy w kwiaty, uwielbiam motywy kwiatowe. i jest mi bardzo miło, że uważasz mnie za ciekawą osobę :D xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. uuuu tak jak chcialam jest wiecej ! ;)
    a co do Inspiracji sa swieeeeetne 1 i 3 naj !

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę smutno, kurcze jak zacznę czytać nie mogę przestać świetnie piszesz, może chcesz odrabiać moje prace domowe z polskiego. ? hmm.? ;d Mam nadzieje , że losy bohaterki dobrze się potoczą i czekam na następny wpis, a tym czasem dodaje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle świetnie :) czekam na 8 rozdział! nauczycielka od polskiego chyba musi cię chwalić za taką wyobraźnię co :D ?

    OdpowiedzUsuń
  6. nmzc(:
    i ja tez czekam na nowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie ma za co :) przyjemnością czytanie jest takich opowiadań :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ej nooooooo. czemu ludzie są mili jak Dafne ją obsmarowała? buu , nie ogarniam. ;c :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Bo Ci którzy ją poznali polubili ją i są po prostu życzliwi :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj! Jeśli chcesz możesz przyłączyć się do zabawy w pisanie listów, więcej szczegółów na moim blogu :)
    Jeśli chcesz możesz również dodać się do moich obserwatorów z rewanżem. Zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń