poniedziałek, 14 lutego 2011

Rozdział 10


Siedziałam w pizzerii, pustym wzrokiem błądząc po ścianach pomieszczenia. Ruch był niewielki, ale mimo to nie miałam nic lepszego do robienia. Czasami nawet uśmiechałam się do tych myśli, które tak bardzo krzywiły się na dźwięk projektu pani Grockles. Chyba po dokładnej analizie jestem jej jednak wdzięczna za to, że przez cały miesiąc miałam, aż tak pełne roboty ręce, że nawet nie zwracałam uwagi na tęsknotę wiążącą się z niesamowitym bólem. Dzięki niej też między mną, a Dafne nagle zaczęło się układać. Postanowiłyśmy być z sobą brutalnie szczere w każdym momencie, w którym czułyśmy się nieswojo. I choć ustalone było nadal, że jesteśmy tylko koleżankami czułam gdzieś w głębi serca, które otwarło się na tą nową osobę i bardzo szybko chciało ją zabrać do środka, że ta decyzja mimo wszystko się zmieni. Wrzuciłam fartuch do kosza na pranie i ubrałam kurtkę. Był początek grudnia, nie długo zbliżały się mikołajki, a potem jedne z najwspanialszych świąt na świecie. Otulona szyja w niebieski, wełniany szalik i tak drżała gdy tylko wyszłam na zewnątrz, a na policzkach poczułam chłód zimy. Temperatura była ujemna. Wesoło w powietrzu unosiły się białe opłatki śniegu, które opadały i wplątywały mi się we włosy lśniąc niczym drogocenne diamenty. Na rękach choć tego nie widziałam, zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Przyśpieszyłam kroku, a gdy w końcu znalazłam się na ganku domu poczułam się jak całe ciało dygocze mi z zimna, więc szybko szukałam kluczy w torebce. Przed dom właśnie wyszedł Allen. Pomachałam mu i uśmiechnęłam się przyjacielsko. Nie sądziłam i nie miałam nawet takich nadziei, że po zadaniu klasowym jakkolwiek się polubimy, ale myślę, że ten okres nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia dał się we znaki. On oczywiście tylko przekręcił oczami, wykrzywiając twarz i ruszył do garażu. Parę minut potem będąc już za drzwiami w ciepłym mieszkaniu, gdzie w kominku szczęśliwe ogniki tańczyły dookoła, usłyszałam dźwięk silnika i zerkając przez okno zobaczyłam wyjeżdżające auto z podjazdu. Więc każdy na dzisiaj miał jakieś plany i w tym i ja nie byłam odosobniona. Późnym popołudniem miałam przyjść do mnie Dafne, pomagając zrobić mi kartki świąteczne dla członków rodziny, następnie pojechać jej autem i wysłać je na poczcie. Odwijałam powoli szalik i ściągałam wielkie buciory, które być może nie były zbyt modne i stylowe, ale za to strasznie ciepłe i jedynie w nich moje palce nie odmarzały jak mrożone warzywa, które trzyma się w zamrażalce. Tata wszedł do przedpokoju.
-Cieszę się, że w końcu jesteś. – Uśmiechnął się do mnie, czyżby z lekkim zakłopotaniem?
-Aha. – Odpowiedziałam próbując odczytać jego intencje.
-Dzisiaj będzie nas trochę więcej. – I dalej nic nie mówiąc poszedł do kuchni, zaczynając gotować jakieś przysmaki.
Wzruszyłam tylko ramionami i przeskakując po dwa stopnie byłam już u siebie. Rozłożyłam się na łóżku i wzięłam komórkę do ręki. Żadnych nowych wiadomości. Czyli Dafne nie odwołała spotkania. Ciepły skurcz objął moje serce. Lubiłam to. Lubiłam tą pewność, że ktoś nie zawodzi. Że pomimo wszystko nawet takie małe głupotki są dla niego czymś w rodzaju zbliżenia. Choć to tak nie wiele to jednak tak dużo. Dziwne – pomyślałam. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Otworzę ! – Wrzasnęłam i ruszyłam na dół do drzwi frontowych, mając nadzieje, że ujrzę przed nimi osobę, na którą tak czekałam. Lekko nacisnęłam klamkę.
-No dobrze, że już jesteś bo nie mogłam się ciebie docze…- Skończyłam w pół słowa, bo przede mną stała właśnie niska brunetka, o niebieskich oczach, lekko zaokrąglonych biodrach, z czapką na włosach i ciemnych dżinsach dobrze dopasowanych do nóg.
-Cześć. To ty pewnie jesteś Hailey. – Uśmiechnęła się do mnie i podała dłoń.
Miałam zamiar ją uściskać, dalej nie wiedząc o co chodzi, gdy nagle do pomieszczenia wszedł ojciec. Odsunął mnie lekko od drzwi, dając możliwość wejścia do mieszkania kobiecie. Ona uścisnęła go przyjaźnie  i podała mu wino, ładnie zapakowane.
-To coś na popicie, twoich nie wątpię znakomitych dań – Puściła do niego oko.
-Oh ! Nie trzeba było . –Z radością odpowiedział tata.
-Tssa to ja już lepiej pójdę… - Ruszyłam w kierunku schodów, kiedy ciepła dłoń ojca złapała moją.
-Hailey nie wygłupiaj się, zostaniesz. A właśnie to moja córka o której tak dużo ci opowiadałem. Hailey to jest Miranda, moja przyjaciółka. – Spojrzał teraz na mnie, mając w oczach coś w rodzaju prośby „Bądź grzeczna a tatuś będzie szczęśliwy”. Odpowiedziałam mu spojrzeniem z lekkim wyrzutem. I tu nie chodzi o to, że byłam zła, że znalazł się ktoś nowy. Przeciwnie, bardzo długo czekałam, aż ojciec stanie na nogi i w końcu zrozumie, że matka nigdy nie wróci, że oni to przeszłość, a to co kiedyś nazywali miłością, tak naprawdę już nią nie jest. Byłam bardziej przygotowana do jego randek i partnerek niż on sam. Ale jednego nigdy się po nim nie spodziewałam, że postawi mnie przed faktem dokonanym. Miałam w moich marzeniach coś w rodzaju wyobrażeń wspólnych rozmów, zwierzeń i wzajemnej  pomocy w sprawie trudniejszych kwestiach jeśli chodzi o kobiety. Ale nie… Jednak pomimo wszystko nie mogłam mu zepsuć tego wieczoru, nie chciałam tego robić. Pomyślałam, że odbębnię swoje i po prostu wyjdę kiedy sytuacja będzie dość niestrawna. Wszyscy razem przekroczyliśmy próg kuchni, aż do drzwi zadzwonił kolejny dzwonek. Zapominając w ogóle o spotkaniu, otworzyłam trochę zrezygnowana drzwi.
-Siema! – Krzyknęła z podekscytowaniem Dafne. – To co bierzemy się do roboty?
-O cześć! – Powiedziałam całkiem zbita z tropu. – Wejdź, proszę. – Przesłałam jej spojrzenie pt. „Mam nieproszonych gości”. Ona jednak w ogóle nie rozumiejąc sygnałów zaczęła ściągać buty.
-O Dafne! Jak dobrze. To zjesz dzisiaj z nami i nie przyjmuje odmowy do siebie.- Powiedział tata, wychylając głowę z kuchni i znów w niej znikając.
-O co chodzi? – Popatrzyła na mnie marszcząc brwi.
-Mój kochany ojczulek w końcu zaczął umawiać się na randki, tyle, że zapomniał o tym, by mi wspomnieć o tej całkiem przecież nieistotnej sprawie…
-Oho! Chcesz, żebym została?
-No jasne, razem będzie mi łatwiej przełknąć ten jak się wydaje najtrudniejszy obiad w moim życiu.
Usiadłyśmy przy stole i ni stąd ni zowąd zaczęliśmy rozmawiać. I to wszyscy. Jakbyśmy znali się kupe lat, każdy wybuchał co chwilę śmiechem. Jakby to było najnormalniejsze w świecie. Od razu chwyciłam więź zrozumienia z Mirandą. To nie tylko jej twarz mówiła o tym, że jest przeuroczą i miłą kobietą, teraz po jaj słowach, które wymawiała tym melodyjnym głosem nie dało się temu zaprzeczyć. Dafne też była zadowolona z tego posiłku, który okazał się wielkim zaskoczeniem dla nas wszystkich. Przez chwilę patrząc na tatę, zauważyłam, kogoś innego. Kogoś kto zrzucił ciężar z barków. Kogoś kto teraz dumnie stał na szycie. Kogoś kto osiągnął sukces. Kogoś kto mnie w tej chwili inspirował swoją postawą. Kogoś, kto nie był byle kim, bo był właśnie moim ojcem. Jedynym na świecie niepowtarzalnym mężczyzną, który za żadne skarby świata nie chciałby mojego nieszczęścia. To on zaopiekował się mną nie zdając sobie sprawy z tego jakie to będzie trudne. Mógł przecież, jak moja mama odrzucić mnie i wyjechać daleko przed siebie. Ale nie! On właśnie kochał mnie i pokazał mi czym jest miłość i opieka. Jak to wielkie uczucie zbliża do siebie ludzi, którzy nawet nie zdając sobie z tego sprawy… Aż do czasu. Po obiedzie i deserze i po kilku płytach ojca, które odtwarzał na starym gramofonie pożegnaliśmy gości i zaczęliśmy sprzątać. Tata nagle uderzył mnie lekko z bioderka.
-Dzięki.
-Za co?
-Za ten wieczór. Za to, że byłaś tak wspaniała dla Mirandy i za to… - Przerwałam mu.
-Ej ja ją po prostu lubię, pasujecie do siebie. – Mrugnęłam do niego okiem.
-Dasz mi dokończyć ?
-No jasne…- Przewróciłam oczami.
Stanął przede mną ujmując moją twarz w swoich dłoniach.
-I za to droga Hailey, że mam najlepszą córkę pod słońcem. Dziękuje. – Złożył pocałunek na moim czole. Przytuliłam go mocno do siebie. Czułam się jak wtedy mając 4 lata. Tak bezpiecznie. Nigdy wcześniej, żaden z gestów czy uczynków nie pokazał mi tego jak ojciec i jak ja kochamy siebie nawzajem. Więc tak… Ten z pozoru najdziwniejszy posiłek okazał się jednym z najlepszych. Jak to los lubi płatać figle. 

Trochę inspiracji : 




Siasia

10 komentarzy:

  1. Jak zwykle super !
    Oby tak dalej ;)


    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam czytać twoje opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 3 razy TAK ! dziękujemy ! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze ze sie tak skonczylo super(:
    i fajne inspiracje

    a dzien sie udal hah

    OdpowiedzUsuń
  5. mrr & najlepsza . <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam przeczytać tylko jeden rozdział, ale nie mogłam się powstrzymać:P Przeczytałam 9 na raz. To wciąga!, a teraz czas zająć się "Lalką";(

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne coś mi się tak wydaje , że wypromujesz książkę. Mam pytanie ile chcesz napisać miej więcej tych działów.?

    OdpowiedzUsuń
  8. No kolejny swietny rozdzial :)


    http://fashioonfever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. przeczytałam od początku, i czekam na ciąg dalszy! Jest to wymyślona Twojej zasługi praca? piękne!
    zbieram obserwatorów w celu wygranej w zakładzie, jeśli mi pomożesz będę wdzięczna!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń