piątek, 11 lutego 2011

Rozdział 6


Weekend szybko mi minął, nie zdziwię chyba nikogo, że przez ten czas nic się nie wydarzyło. Zresztą siedzenie w jednym miejscu, wpatrywanie się w martwy punkt na ścianie to nie do końca nic. Tu pewnie wszyscy powinni wytrzeszczyć oczy, no bo jak w takiej sytuacji można pozostać jeszcze bardziej beznadziejnym. Lecz ja nie miałam do siebie żalu, nawet nie rozmyślałam o tym jak poczuła się Charlotte, co robi i w jaki sposób mogłam to wszystko naprawić. Pierwszy raz poddałam się w walce o „szczęście?”, nie, nie nazwałabym tego tak, po prostu było mi wszystko jedno. Ktoś kiedyś powiedział, że nigdy nie doceni się dobra, jeśli nie zahaczy się także o nieszczęście , ale co jeśli nieszczęście już było mi tak dobrze znane, że mogłam spokojnie żyć koło niego, a wręcz w raz z nim? To niedorzeczne, wręcz absurdalne, ale nie przeszkadzało mi to, że nie osiągnę zbyt wielkich lotów w hierarhi  uczniów i ich grupek. Tak naprawdę jedyne określenie które pasowało mi tu najbardziej to że miałam to w dupie. Bo przecież nikt raczej nie rozwodził się nad tym, że przez te wszystkie lata byłam poniżana, upokarzana i gardzona przez ludzi, którzy tak naprawdę nie byli lepsi odemnie. W takim razie ile musiałam wylać z siebie altruizmu by ktoś w końcu w jakiś sposób docenił to ile mogłam z siebie dać, nie biorąc właściwie nic i zostając z niczym. Mój tok rozmyśleń przerwało ciche pukanie do drzwi. Podniosłam się z łóżka i spojrzałam w ich kierunku.
-Wejdź !- Krzyknęłam. Bowiem jedyna osoba która mogła to być to właśnie mój ojciec.
Ktoś nacisnął klamkę, a stare drewniane drzwi zaskrzypiały. To był tata, jak zawsze sprawdzał co się ze mną dzieje, gdy nie schodziłam na kolacje. Jego widok trochę mnie przeraził, nie był najmłodszy, ale jego zmarszczki i wyraz oczu w których chował się cały żal pokazywał marny widok mężczyzny , za którym w liceum latały wszystkie panienki. Od razu uśmiechnęłam się do niego mając nadzieje że to w jakiś sposób poprawi mu humor. Odpowiedział tym samym i usiadł na brzegu łóżka, po którym walały się różne ubrania, książki i papierki.
-Coś się stało? – Spojrzał na mnie tym bezradnym spojrzeniem, którym kupiłby wszystkich łącznie tych z zatwardziałymi sercami.
-Nic… Znów sprawy przybrały trochę innego tępa, to wszystko. – Podniosłam brwi do góry i wykrzywiłam lekko twarz. Nie czułam ochoty na to by komukolwiek się zwierzać. Wierzyłam oczywiście w szczere i dobre intencje ojca oraz jego troskę, ale byłam raczej typem samotnika, którego zostawia się sam na sam ze sobą i swoimi udrękami. Nie chcę na nikogo zwalać mojego bagażu, który nie potrzebnie będzie na nim tylko ciążył.- Jestem dość głodna.- Instynktownie zmieniłam temat, czując, że tata w myślach szuka odpowiednich słów, którymi chciał załagodzić wszystkie moje smutki. Spojrzał tylko na mnie i uśmiechnął się lekko.
-Jak chcesz podgrzeje Ci zapiekankę.
-Bardzo chętnie. – Uśmiechnęłam się do niego jeszcze raz i odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Nigdy nie winiłam go za to, że nie umie sobie ze mną poradzić, problem tkwił w tym, że mieliśmy zupełnie inny punkt patrzenia na świat, w takiej sytuacji mogła mnie zrozumieć tylko płeć żeńska. Nie posądzajcie mnie o seksizm, ale takie są fakty. Kobiety lubią się rozczulać nad własnym losem, a faceci przełknął to prędzej czy później i będą dalej szli do przodu. Nagle podniosłam telefon i wykręciłam numer do mamy z którą nie rozmawiałam od świąt Wielkanocnych, patrzyłam  na numerki, jednak po dłuższej chwili skasowałam wszystko i położyłam telefon obok siebie. Może po prostu tak było lepiej, gdy żadna z nas nie wtrącała się w życie drugiej. Przecież ona tego właśnie chciała, chciała wolności, chciała podróży, chciała być... daleko ode mnie.  Po zjedzonej późnej kolacji wyszłam na ganek i usiadłam na bujanym, drewnianym fotelu. Mimo tak późnej pory światło w oknie Rogersów paliło się do tej pory. Zaczęłam się zastanawiam co oni robią. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i już parę minut później była w  ich ogrodzie. Skradałam się powoli i cicho, byle by nikt mnie nie przyłapał. Podeszłam do ściany domu i przywarłam do niej. Zerknęłam do pokoju w którym pali się światło. Nie zdziwiłam się, że pomieszczenie należał do Allena i także nie zaskoczył mnie jego niedbały wystrój. Na regałach były upchnięte byle jak książki, których było naprawdę wiele, w kącie stało pojedyncze łóżko, obok niego biurko na którym był położony czarny laptop, naprzeciwko wielka drewniana szafa a obok niej… Tak naprawdę dopiero gdy spojrzałam dokładniej, niemal wchodząc przez okno do jego pokoju ujrzałam saksofon i stertę płyt. Po ich gatunku i instrumencie doszło do mnie, że ten chłopak lubi bluesa. Tak naprawdę byłam strasznie zdumiona, że nastolatka pociąga taki rodzaj muzyki. No cóż nie było mi nic do tego. Próbując się wygramolić, bo nie wiadomo jak to się stało, ale dosłownie leżałam na  parapecie Allena, ktoś wszedł do pokoju. I jak na niefart był to ten sam chłopak, który ocalił mnie przed zupełnym pośmiewiskiem w pizzerii, stał przede mną w całej swojej okazałości. W ręku trzymał puszkę coli, a jego oczy skierowane były na mnie. I tak on stał, a ja wisiałam? w osłupieniu.
-Bawisz się w moją psychofankę, w nadziei że weźmiesz coś z tego pokoju i oprawisz to w ramkę? – Uniósł brwi do góry.
Tak naprawdę nie wiedziałam czy odbierać to jako żart, bo jego twarz nie dawała żadnych wskazówek. Ale to właśnie w tej chwili poczułam się jak idiotka. Co mnie w ogóle naszło by przychodzić tutaj i węszyć. Ta moja głupia ciekawość, której nie mogę poskromić.  Skarciłam się z myślach i znów przywołałam się na ziemie.
-Ha-ha-ha, zamiast gadać może lepiej byś pomógł.
-Z tego co wiem gwiazdy tak popularne jak ja nie za bardzo lubią tych psychofanek – Cwaniacko się uśmiechnął.
Już nienawidziłam tego uśmiechu, jego głupich spojrzeń, docinków, ubrań, włosów. On cały był beznadziejny ! Krzyczałam w myślach i próbowałam wykąbinować jak stąd po prostu uciec. Czemu to zawsze ja wychodzę na idiotkę kiedy on zgrywa geniusza. Poczułam się jak pusta plastikowa lalka. Odepchnęłam się silnie rękami i spadłam na ziemie pod jego oknem. Chwilę później usłyszałam trzask, który oznaczał że on to okno po prostu zamknął. Od tak! Wstałam z ziemi, otrzepując spodnie z trawy i pełna złości poszłam do domu, jeszcze do teraz czułam jego wzrok na swoich plecach. Pewnie teraz cały rozbawiony śmiał się ze mnie opisując relacje swoim kumplom. Ale właśnie… Czy on miał jakiś kumpli? Od czasu przyjazdu do Syracuse, nikogo nie widziałam pod jego drzwiami… Dość dziwny typ. No cóż ja też raczej przed nim nie zabłysłam. Na samo wspomnienie jeszcze raz skarciłam się w myślach i ruszyłam schodami do pokoju. 

Trochę inspiracji :



Siasia

10 komentarzy:

  1. czekam na ciąg dalszy....:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super,fajnie się czyta...
    Pozdrawiam...:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :)

    Heh :)
    Zaczyna się robić ciekawie :)

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. genialne! :) czekam na rozdział 7 :)

    sama wszystko wymyślasz :D ?

    OdpowiedzUsuń
  5. proszę cie 'siasia' daj dużo notek dzis to jest tak boskie że chce sie cztać 10 rozdziałów na raz !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam dzisiaj o 15 :)
    Na PinoTv.;)
    Więcej na moim blogu !

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  7. Do anonima :
    Bardzo mi miło, a co do rozdziałów pisze je kiedy mnie natknie wena więc nie mogę tego w żaden sposób przyspieszyć lub zwolnić :)
    Ale dzisiaj na pewno pojawi się 7 rozdział :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny pomysł z tym blogiem :) Rozwijaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  9. hahaha Siaśka już widze jak spadasz z okna! ;d
    <3

    OdpowiedzUsuń
  10. "Bawisz się w moją psychofankę, w nadziei że weźmiesz coś z tego pokoju i oprawisz to w ramkę?" ~ ja bym wybuchła śmiechem ; DD

    OdpowiedzUsuń