czwartek, 10 lutego 2011

Rozdział 2


Na dźwięk budzika szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Myjąc zęby przypatrywałam się swojemu odbiciu w lustrze. Średniej wielkości szatynka z kręconymi włosami i wielkimi brązowymi oczami, dość owalną twarzą i z niezbyt szczupłą sylwetką. Ogólna ocena mojej postaci to -2. I też tak właśnie sądziłam, że myślą o mnie inni. No cóż urody się nie wybiera. Szybko zbiegłam po schodach, wzięłam do ręki tosta i wybiegłam na ulice w nadziei, że zdarzę jeszcze złapać szkolny autobus. Gdy w końcu dotarliśmy do szkoły od razu na przywitanie ktoś złapał mnie za rękaw kurtki. Odwróciłam się mając na końcu języka drobne przekleństwo, które chciałam wykierować w tą osobę. Lecz gdy zauważyłam przed sobą  moją koleżankę Dafne od razu zmieniłam wyraz twarzy.
-Wiesz co?! Podobno jakiś nowy koleś będzie się z nami uczył.- Powiedziała podekscytowana.
To była cała Dafne nigdy nie zależało jej na wstępach i zakończeniach dla niej było to marnowanie czasu. Od początku przechodziła do nowinek i relacji, nakręcało ją to jeszcze bardziej gdy została dziennikarzem szkolnej gazetki. Wieść o tym to był jak kolejny gwóźdź do trumny bo to oznaczało tylko jedno, mniej czasu z Dafne, czyli jednym słowem wielka samotność i lawina smutku przy szkolnym lunchu. Pewnie sądzicie że dla mnie to normalne, że uwielbiam ten stan gdy ludzi w Okół mnie nie ma a ja mogę zostać z sobą sam na sam. Ale to nie prawda. Zawsze w głębi siebie brakowało mi ludzi, brakowało mi śmiania się z niczego, brakowało tej jedności i wsparcia , brakowało mi po prostu przyjaciół. Miałam tyle do dania, mogłam dzielić się moim czasem na wszelkie sposoby, chętnie udzielałabym rad, wskazówek, ale to zdało się na nic bo nikt inny nie interesował się moją osobą aż nad to by poświęcić mi chociaż 5 minut ze swojego życia. W porę oprzytomniałam i spojrzałam na wyraz twarzy Dafne który stał teraz pod wielkim znakiem zapytania.
-A no tak poznałam go…- Odpowiedziałam niechętnie.
-Jak to go poznałaś ?! – Krzyknęła i stanęła przede mną .
-No, normalnie. Pracuje u nas.- Powiedziałam to tak jak gdyby wczorajszego dnia w ogóle nie było, a ja nie czułam urazy z powodu jego zachowania.
- To świetnie ! Wiesz jakie będziesz miała teraz okazje by wymigać się od tych wszystkich etykietek i szufladek w które Cie powkładali.
- Nie, nie będę. Zresztą lubię te etykietki.- Skłamałam.

Ona tylko popatrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy i odeszła do klasy. Nie chciałam, żeby znała prawdę, nie chciałam znów przyznać się do tego, że ze mną nikt się nie liczy i nikt nie pragnie nawiązać się ze mną jakiegokolwiek kontaktu. A wszystko mogło przecież inaczej wyglądać, gdyby nie jedna poważna kłótnia. Charlotte była przewodniczącą grupy cheeeladerek, królową większości balów w szkole oraz miała najpopularniejszego chłopaka Dave Kotgena piłkarza szkolnej grupy footbolistów. Do tego była ideałem, chodzącą pięknością. To ona właśnie zrobiła w szkole ze mnie wielkie nic. A to tylko przez to, że będąc w szkole podstawowej wylałam na jej twarz niechcący farbę. Niestety bardzo trudno było ją zmyć, więc przez tydzień, albo więcej chodziła umazana zieloną breją. Wszystkie dzieciaki śmiały się z niej, w sumie ja też nie byłam lepsza. Od tego czasu prowadzimy wojnę, której wynik wynosi jeden do stu miliardów? Z biegiem czasu strasznie tego żałuje, ale w końcu byliśmy tylko dziećmi . Poszłam do klasy i usiadłam w pierwszej ławce. Przygotowywałam się na historię, gdy do pomieszczenia wszedł Allen.  W uszach miał słuchawki, a jego ubiór był dość niedbały. Od razu przypomniało mi się całe wczorajsze popołudnie. Na samą myśl zrobiłam się cała czerwona na twarzy ze złości, w ręce zgniatałam papier, który jak potem się okazało był moją pracą domową na dzisiaj… „Wszystko przez niego ! Mógł się w ogóle nie stawiać w szkole, przecież ten mądrala pewnie pół rozumów pozjadał.- Powiedziałam w myślach”
Po skończonej lekcji od razu wybiegłam z sali, otworzyłam szafkę i wzięłam książki do matematyki. Uwielbiałam ten przedmiot, wbrew wszystkim humanistom, ja lubiłam gdy wszystko było jasne, obliczalne i stałe. Nie nienawidziłam rozwodzić się na temat uczuć bohatera jakieś książki, lub pisać esejów na temat naszych poglądów politycznych. To było tak bezsensowne i zajmowało tyle czasu i jak dla mnie było całkowicie niepotrzebne. Zamykając szafkę minęłam plakat o nowej imprezie szkolnej. Westchnęłam tylko w myślach i ruszyłam przed siebie do klasy matematycznej. „ Nigdy nie przyjdzie mi się stać kimś naprawdę ważnym- Pomyślałam” i zabrałam się do obliczeń, które profesor Crowns właśnie zapisał na tablicy.

Trochę inspiracji:






Siasia

5 komentarzy:

  1. to druge zdj. jest cudowne !
    a rozdziały wciągają tylko, że krótkieee. :c
    i co dalej z tym cholernym Allenem? xd :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawi mnie wątek Allena.
    Kroi się na super opowiadanie :)

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, od razu przechodzę do trzeciego rozdziału:)

    OdpowiedzUsuń
  5. powiem, że tak jak bohaterka wolę matmę od języków itd. ^.^

    OdpowiedzUsuń